Witamy wszystkich na naszym blogu! 🙂
Pierwszy wpis zaczynamy od Gruzji. O zobaczeniu państw z pogranicza Azji i Europy marzyliśmy od dawna, dlatego gdy tylko pojawiły się tanie loty – nie zwlekaliśmy z zakupem. Wybraliśmy się w dwutygodniową podróż, w ciągu której odwiedziliśmy 3 kraje, w tym właśnie Gruzję. Kilkudniowe „wypady” do Armenii i Azerbejdżanu będą w odrębnych postach, bo zdecydowanie jest co pokazać. 🙂
Nasz wyjazd wyglądał następująco:
- 1 dzień w Kutaisi
- 1 dzień na autostop do Mestii
- 4 dni w Mestii
- 1 dzień w Tbilisi
- 2 dni w Azerbejdżanie
- 3 dni w Armenii
- 1 dzień na drogę z Tbilisi do Kutaisi
Ile kosztował ten wyjazd? Czy Gruzini lubią Polaków? Jak to się stało, że poruszaliśmy się aż czterema środkami transportu? Na te i inne pytania odpowiadamy w tym wpisie – przedstawimy też praktyczne wskazówki jak wygląda transport w Gruzji, jakie są ceny, polecane noclegi etc. Zapraszamy! 🙂
SPIS TREŚCI:
1. Loty do Gruzji
2. Z lotniska w Kutaisi do centrum, karta SIM
3. 1 dzień w Kutaisi
4. Z Kutaisi do Zugdidi autobusem
5. Autostopem z Zugdidi do Mestii
6. Mestia
7. Z Mestii do Tbilisi samolotem
8. 1 dzień w Tbilisi
9. Z Tbilisi do Kutaisin autobusem
10. Koszty wyjazdu do samej Gruzji – podsumowanie
Zacznijmy od tego, że gruzińską walutą jest lari, którego wartość wynosi 1 gel = 1,30 pln. Dla ułatwienienia w nawiasach ceny podane są w złotówkach.
W Gruzji oprócz gruzińskiego “urzęduje” język rosyjski – można było bez problemu dogadać się w tym języku z ludźmi 35+. Odnieśliśmy wrażenie, że młodsze osoby raczej nie potrafiły się nim posługiwać, zresztą angielskim też niestety znikoma ilość, chyba że w stolicy. Moim zdaniem warto znać choćby podstawy cyrylicy – łatwiej jest wtedy odczytać znaki, podpisy czy etykiety.
Loty do Gruzji
Podróż odbyliśmy późną jesienią 19.11 – 02.12.2019, ceny biletów w kwietniu (wtedy je kupowaliśmy) były kusząco niskie. Wydaje mi się, że bilety na ten kierunek najkorzystniej wychodzą przy zakupie około 4-6 miesięcy wcześniej.
Co prawda jesteśmy z Wrocławia, ale wyloty czy przyloty do innych polskich miast nie są nam straszne. Dobrze kalkulując czasem bardziej opłaca się dojechać za grosze np. Flixbusem do innego miasta niż dopłacać do biletu 100-200 zł, o ile oczywiście pozwala nam na to czas. Tak też zrobiliśmy:
- Wrocław – Kutaisi – 75 zł/os.
- Kutaisi – Kraków – 106 zł/os.
Ceny zawierają 1 bagaż rejestrowany, który mieliśmy „na spółkę”. Koszt Flixbusa z Krakowa do Wrocławia kosztował ok. 25 zł, więc całość za loty w dwie strony wyszła w granicach 200 zł. Jakby ktoś nie potrzebował bagażu rejestrowanego byłoby to nieco ponad 120 zł – całkiem przyjemnie. 🙂
Z lotniska w Kutaisi do centrum, karta SIM
W samolocie poznaliśmy sympatycznego Gruzina, z którym przegadaliśmy cały lot – pracuje w Polsce, a do Gruzji wraca 2-3 razy w roku. Po przylocie razem udaliśmy się kupić bilet do miasta, wybraliśmy przewoźnika Georgian Bus – stoiska znajdują się tuż przy wyjściu z lotniska, po lewej stronie, nie da się ich przeoczyć. Tutejszy kolega podpowiedział nam, że cena tego busa jest bardzo dobra, dlatego bez wahania kupiliśmy 2 bilety po 5 gel/os. (6,60 zł). Co ciekawe – panie wydające bilety pytają o hotel, w jakim mamy rezerwację i piszą ich nazwę na odwrocie – w cenie jest dojazd pod same drzwi! 🙂
Tuż obok Georgian Bus, można kupić też lokalną kartę SIM. Za radą kolegi wybraliśmy operatora Magticom, karta kosztowała 30 gel (40 zł) z Internetem 20 GB.
1 dzień w Kutaisi
W Kutaisi zatrzymaliśmy się w jednym z najtańszych hosteli na bookingu – Hostel FORREST, który znajduje się blisko centrum, dzięki temu wszędzie chodziliśmy pieszo. Mieliśmy spać w pokoju wieloosobowym, ale że byliśmy po sezonie gospodarz zaoferował nam prywatny pokój w tej samej cenie, czyli 20 gel (26 zł) ze śniadaniem. Do tego miał na sprzedaż domowej roboty czaczę – czyli słynny gruziński alkohol (bardzo mocny) i świetne wino w cenie 5 gel (7,50 zł) za 0,5 l.
Do Kutaisi przylecieliśmy ok. 13 czasu lokalnego, dlatego nie mieliśmy go zbyt dużo na zwiedzanie, więc od razu po zameldowaniu ruszyliśmy do miasta. W okolicy znajduje się kilka restauracji, my wybraliśmy na pierwszy posiłek knajpkę Bagrati Brewery. Nie było tam prawie ludzi, ale było smacznie i tanio. Na pierwszy ogień poszło u mnie oczywiście chaczapuri po adżarsku – musiałam porównać z tym zasmakowanym w Polsce. 😀 Marcin lubi eksperymentować, więc wybrał tajemnicze veal ”Ojakhuri”, co było czymś w rodzaju zapiekanki z mięsem i ziemniakami w sosie beszamelowym. Dobre, ale piekielnie tłuste i ciężkostrawne, jak zresztą większość dań kuchni gruzińskiej – samo chaczaupri ma w granicach 1000 kcal! Do tego piwko i tutejsza zielona lemoniada (bardzo chemiczna w smaku, nie polecamy). Cały rachunek wyniósł ok. 30 gel (40 zł).
Nie nastawialiśmy się na intensywne zwiedzanie wszystkiego co jest do zobaczenia w Kutaisi, bo nazajutrz mieliśmy ambitny plan pojechania do Zugdidi, a stamtąd na stopa do Mestii. Zresztą w naszej ocenie Kutaisi nie ma aż tak wiele do zaoferowania pod względem spektakularnych zabytków czy atrakcji, by spędzać tu kilka dni – w zupełności wystarczy jeden (ale pełny) dzień na zwiedzanie.
Na początek wybraliśmy się na plac Agmaszenebeli, gdzie znajduje się chyba najładniejszy obiekt tego miasta – fontanna Kolchidy. Była to niegdyś starożytna gruzińska kraina, której stolicą było Kutaisi w II w. p.n.e. Co ciekawe, fontanna jest zbudowana z elementów znalezionych w wykopaliskach właśnie z tych czasów. Trudno było zrobić jej dobre zdjęcia, bo fontanna jest jednocześnie… rondem, wokół którego jeździ mnóstwo aut i wchodzi w kadr. Nie lada wyczynem było też podbiegnięcie, by zobaczyć ją z bliska. 😀 Zaraz obok znajduje się park, którym warto się przejść wchodząc wprost na Czerwony Most, skąd rozpościera się uroczy widok na rzekę Rioni. 🙂
Powoli zaczęło zmierzchać, więc czym prędzej poszliśmy zobaczyć symbol Kutaisi – prawosławną katedrę Bagrati. Dotarliśmy tam niemal po zmroku, ale i tak wrażenia były świetne. Budowla została wzniesiona w XI w. – była dotknięta kilkakrotnymi najazdami i związanych z nimi zniszczeń. Katedra została wpisana niegdyś na światową listę dziedzictwa kulturalnego UNESCO, z której w 2010 r. “wyleciała” za jej zrekonstruowanie – wg komitetu naruszyło to autentyczność historycznego obiektu. Mimo wszystko zachwyca monumentalnością, a dzięki jej położeniu na wzgórzu odnosi się wrażenie, że katedra „góruje” nad Kutaisi.
W drodze powrotnej mieliśmy nadzieję na zjazd z wzgórza kolejką linową za 1 gel (1,30 zł), ale okazało się, że jest czynna do 19. 🙁 Pozostał nam więc spacer do hotelu. W ten dzień przeszliśmy chyba około 10 km, a większość czasu towarzystwa dotrzymywały nam wszędobylskie psiaki. Dzień zakończyliśmy zasłużonym pysznym jedzonkiem w jednej z knajp, ale niestety nie pamiętamy jej nazwy. Jak widać psy są mile widziane nawet w restauracji. 😉
Z Kutaisi do Zugdidi autobusem
Następnego dnia czym prędzej wyruszyliśmy na autobus (a właściwie marszrutkę) do Zugdidi, który jechał z okolic głównego dworca, zaraz obok McDonald’s za 10 gel (13 zł)/os. Nie wiedzieliśmy skąd dokładnie jechał, ale wystarczyła chwila, by ktoś do nas podszedł i wskazał odpowiednie miejsce zdezorientowanym podróżnikom. 🙂 Trasa trwała ok. 2 godzin, potem poszliśmy zjeść drugie śniadanie w przydrożnej knajpce. Tym razem padło na chaczapuri imeruli, czyli placka z serem w środku przypominającego nieco wyglądem pizzę. Bardzo smaczny i co najważniejsze – sycący. Do tego wzięliśmy piwko i zapłaciliśmy 14 gel (18 zł).
Było ok. 12, więc dość późno na rozpoczynanie autostopowej przygody wśród gór, której trasa wynosi 140 km i przy dobrych wiatrach trwa 4-5 godzin… Stanęliśmy na drodze Zugdidi Jvari Mestia Lasdili i wyciągnęliśmy łapki. Nasza droga trwała zdecydowanie dłużej. 😀
Autostopem z Zugdidi do Mestii
Złapaliśmy kilka stopów, Gruzini byli nami zachwyceni, rozmawialiśmy z nimi łamanym rosyjskim, ale dało się dogadać. 😀 Ciekawi byli co robimy w życiu, czy podoba nam się Gruzja, ile dni tu spędzimy. Bardzo mili i otwarci ludzie. Na początku szło jak po maśle, ale w pewnym momencie aut było coraz mniej – były to jednak góry, mało kto wybierał się do Mestii z Zugdidi i miał wolne miejsce w aucie. Pocieszające były piękne widoki wokół. 🙂
W pewnym momencie trafiliśmy na pewnego pana, który był prawdopodobnie pracownikiem ichniejszego GOPR-u lub strażnikiem granicznym (tak wynikło z późniejszej rozmowy z nim). Powiedział, że uwielbia dziewuszki, alkohol i cygarety. 😀 Pogawędka była całkiem zabawna, pokonywaliśmy coraz więcej kilometrów, aż w pewnym momencie gość powiedział, że musi zatankować i się zatrzymaliśmy. Byliśmy dość zdezorientowani, bo z widoków jakie nas otaczały trudno było sobie wyobrazić wyłaniającą się zza zakrętu stację benzynową. Okazało się, że chodzi o inny rodzaj tankowania… 😀
Nasz nowy kolega zatrzymał się przy budce widocznej na zdjęciu i zaprosił nas do niej. Była to „ostoja” dla lokalnych, gdzie można było się kimnąć na czymś przypominającym pryczę i na przykład… napić się wódeczki. 😀 „Zatankowanie” liczyło jakieś 200-250 ml czystej, zagryzionej mięsną zakąską w postaci podejrzanie wyglądającej kiełbasy. Nie mieliśmy wyjścia – poczekaliśmy na znajomego i ruszyliśmy w dalszą drogę. Warto dodać, że podczas tych 30 min przerwy nie przejechał ani jeden samochód, co utwierdziło nas tylko w przekonaniu, że był to nienajgorszy pomysł.
Na szczęście nowy znajomy jechał powoli i zawiózł nas całkiem spory kawałek, potem jednak musiał skręcić i zostawił nas przy drodze. Zostawił nam jednak swoje namiary, by w razie potrzeby pomocy odezwać się niego. Co ciekawe, podczas tego wyjazdu kilka osób dało nam namiar na siebie z chęcią ponownego spotkania – bardzo miłe. 🙂
Koniec końców w pewnym momencie nie mogliśmy nic złapać, a zmierzch zbliżał się wielkimi krokami. Zostaliśmy uratowani przez pana, który zdecydował się zawieźć nas do samego hotelu w Mestii, mimo że miał inne plany. 🙂 Dotarliśmy około 20.00 na miejsce.
Generalnie stop w Gruzji należy raczej do łatwych, ale na tej trasie to akurat niekoniecznie. 😀
Mestia
W samej Mestii zatrzymaliśmy się w świetnym Roza’s guest house. To dobra baza wypadowa, bo w 15 min mogliśmy dojść na “wylotówkę” z miasta w góry. Więcej o naszej wyprawie po górach w Mestii będziecie mogli przeczytać w podpiętym tu za jakiś czas poście. Spędziliśmy tam 4 dni, a cena za dobę wynosiła 45 gel/pokój (60 zł). I choć pokój okazał się trochę chłodny, to zdecydowanie rekompensowała to gościnność gospodarzy (czasem mieliśmy wrażenie, że zbyt duża) oraz pyszne śniadania z pięknym widokiem. 🙂
Z Mestii do Tbilisi samolotem
W kolejnych planach mieliśmy wizytę w Armenii, dokąd dostać się można pociągiem ze stolicy Gruzji. Z Mestii do Tbilisi jest prawie 500 km (trzeba się wracać przez Zugdidi), dlatego zdecydowaliśmy się na lokalny samolot – droga zamiast 8 godzin trwała 50 min. 🙂
W Mestii jest malutkie lotnisko, z którego leci samolot przewoźnika VanillaSky, przedstawiając nam piękną panoramę Kaukazu – było to zdecydowanym atutem przy wyborze środka transportu do stolicy.
Garść praktycznych informacji dotyczących lotu:
- bilety trzeba kupić online bezpośrednio na stronie przewoźnika VanillaSky;
- po zakupie bilet dostajemy na maila, który drukujemy;
- koszt przelotu to 90 gel (120 zł);
- lot odbywa się z Mestii na lotnisko Natachtari – jest to wioska położona 30 km od Tbilisi;
- po wylądowaniu (w cenie biletu) zabiera nas autobus do centrum w ok. 40 min, a dokładnie na First Republic Square;
- na pokład można zabrać ze sobą max. 15 kg bagażu.
Bilety na nocny pociąg do Armenii kupiliśmy tego samego dnia, dlatego nie spaliśmy w Tbilisi, zdążyliśmy tylko pójść na obiad. Wyjazdy do Armenii i Azerbejdżanu, tak jak wspomniałam, pojawią się w osobnych postach z wszelkimi praktycznymi wskazówkami, gdzie kupić bilety na pociąg, w jakich cenach, co zobaczyliśmy itp. Posty te będą tu podlinkowane. 🙂
Po przyjeździe z Azerbejdżanu do Tbilisi z samego rana mieliśmy do dyspozycji cały dzień, bo kolejny pociąg też był nocny. Zostawiliśmy bagaż w przechowalni na dworcu kolejowym za 10 gel (13 zł) i ruszyliśmy zobaczyć stolicę.
1 dzień w Tbilisi
Lubimy chodzić, a mieliśmy do dyspozycji cały dzień, więc przespacerowaliśmy się z dworca kolejowego Dibude do centrum. Wszystkie atrakcje znajdują się tak naprawdę w jednym miejscu – w okolicy Starego Miasta, dlatego poszliśmy wzdłuż rzeki Kury prosto w stronę modernistycznego Mostu Pokoju.
Po drodze minęliśmy kilka ładnych kościołów prawosławnych, uliczny artyzm i słynny targ staroci – Dry Bridge Market (kupiliśmy tam m.in. magnesy czy śmieszne skarpetki z chinkali :D) – chyba najbardziej opłaca się tam kupować pamiątki. W końcu dotarliśmy do Metechi – kościoła Wniebowzięcia nad skalnym urwiskiem, obok którego znajduje się nie do przeoczenia pomnik króla Wachtanga Gorgasali na koniu. Był to założyciel Tbilisi, który przeniósł tu stolicę.
Najważniejszym punktem dnia był Sobór Trójcy Świętej. Wspaniała budowla, która jest najwyższą świątynią w Gruzji i zarazem drugą największą na świecie cerkwią prawosławną. W środku jest raczej w klimacie minimalistycznym, jednak z zewnątrz robi ogromne wrażenie. Za soborem można podziwiać panoramę Tbilisi.
Trochę zmarzliśmy podczas zwiedzania, więc postanowiliśmy się ogrzać i coś zjeść. Wróciliśmy w okolice Metechi, gdzie jest duży wybór restauracji – Gruzja na ogół jest tania, więc nie trzeba się głowić, którą knajpę wybrać, by nie wyczyścić portfela. Wybraliśmy którąś nieopodal Metechi, niestety nazwy nie pamiętamy. 🙁 Zamówiłam lobio, czyli gruzińską zupę z czerwonej fasoli (która jeszcze wrzała w kubku!) – bardzo gęsta i pożywna. Do tego podawany jest puri, czyli chleb. Kosztowała ok. 4 gel (5 zł). Marcin zamówił sobie kurczaka w sosie satsivi, można powiedzieć, że to taki orzechowy chłodnik – bardzo dobry.
Najedzeni i pełni sił wybraliśmy się na 5-minutową przejażdżkę górską kolejką linową Aerial Tramway. W Tbilisi obowiązuje dla turystów karta, którą można doładowywać i płacić nią za różne atrakcje. Tak też było w przypadku kolejki – za dwie osoby w jedną stronę zapłaciliśmy 7 gel (10 zł), bilety kosztowały po 2,50 gel, a jednorazowy wydatek na kartę 2 gel. Mimo że się bałam, bo mam lęk wysokości, muszę przyznać, że widoki były wspaniałe.
Po wyjściu z kolejki czekał nas dłuuugi spacer w stronę Ogrodu Botnicznego. Nie chcieliśmy do niego wchodzić, więc tylko rzuciliśmy okiem na mieniące się kolorami jesieni drzewa, widoczne z okolic bramki przy wejściu do Ogrodu.
Ominęliśmy go i poszliśmy wzdłuż drogi Mirza Shafi, z której można było zobaczyć panoramę Tbilisi z jeszcze większej wysokości. Było trochę ciężko, bo droga prowadzi non stop pod górkę, ale widoki rekompensowały zmęczenie. 🙂
Zbliżał się zmierzch, dlatego czym prędzej wróciliśmy do miasta główną drogą. Zatrzymaliśmy się w kawiarni Respublika Espresso Bar, w której jadłam najlepszy sernik w życiu! Czuć było prawdziwy ser, nie był zbyt słodki, a do tego te malinki… niebo w gębie. 🙂 Kawa też była pyszna. Bardzo polecamy to miejsce, na pewno tu wrócimy jak będziemy w Tbilisi. Za małą czarną, dużą latte, sernik i ciasto czekoladowe zapłaciliśmy 20 gel (26 zł). Ostatni spacer do metra – nie mieliśmy sił iść kilka km na dworzec. 😀 Z przystanku Liberty Square dotarliśmy do Didube Railway Station. Bilet na metro kosztował 0,50 gel (0,70 zł). Stamtąd pojechaliśmy nocnym pociągiem do Armenii.
Z Tbilisi do Kutaisi autobusem
Po powrocie do Tbilisi pojechaliśmy autobusem do Kutaisi, skąd mieliśmy lot powrotny za 15 gel/os. (20 zł). Przespaliśmy się w całkiem sympatycznym StarHostel (we wcześniejczym FORREST nie było już miejsca) w cenie 15 gel/pokój (20 zł). Rano na lotnisko dostaliśmy się na lotnisko autobusem Georgian Bus, który odjeżdża spod McDonald’s przy Tbilisi St. 1 – dosłownie 5 min spacerkiem od wyżej wspomnianego hostelu. 🙂 Cena taka sama jak za przejazd w drugą stronę, czyli 5 gel/os (6,60 zł).
Koszty wyjazdu do samej Gruzji – podsumowanie
Wydane kwoty są za dwie osoby:
- jedzenie – ~327 zł – w tym jedzenie na mieście; jako przekąski kupowaliśmy głównie bułki w piekarniach – wszelkiego rodzaju chaczapuri z serem i innymi dodatkami, lobbiani (bułka z fasolą), kawy etc. Warto też zaznaczyć, że gdy spaliśmy w hostelach zawsze mieliśmy w cenie śniadanie – wyjątkiem były tylko poranki po wyjściu z nocnego pociągu. 😉
- hostele – ~358 zł;
- loty + autobus z Krakowa do Wrocławia – ~403 zł;
- transport w Gruzji – w tym samolot, autobusy, metro, kolejka linowa etc. – ~334 zł;
- inne – w tym karta SIM, wycieczka do Ushguli, toalety, pamiątki, alkohol przywieziony do Polski itp. – ~185 zł.
Suma wyniosła ~1607 zł, dzieląc to na dwie osoby wychodzi nieco ponad 800 zł za osobę za prawie tydzień spędzony w Gruzji, w tym niesamowite wyprawy w góry, lot samolotem nad Kaukazem i inne niezapomniane doświadczenia. Wyszło całkiem budżetowo, bo przecież nazwa bloga zobowiązuje! 🙂
Byliście w Gruzji? Co Wam się spodobało? A może właśnie planujecie wyjazd i macie jeszcze jakieś pytania?
Dajcie znać! 🙂
Bardzo dobrze się to czyta! Wiele przydatnych informacji dla kogoś, kto w sumie rozpoczyna swoją przygodę z podróżowaniem. Ale jako, że masz wiele doświadczenia z podróżowania, powiedz mi proszę – jak wygląda sytuacja szczepień? Warto żeby przed wyjazdem je wykonać? Co z malarią i dengą, na które wcale szczepień nie ma?
Świetny blog i dużo cennych informacji! Na pewno wybiorę się z Gruzji!