Niewielkie miasteczko w Birmie, z którym kojarzy się trekking to oczywiście Kalaw. Ciekawa miejscowość z atrakcjami dla aktywnych turystów. Po zwiedzeniu Bagan na skuterze, przyjechaliśmy do Kalaw nocnym autobusem, który kosztował 15 tys. MMK/os. Wyruszyliśmy o 20.30, a na miejscu byliśmy już o 3 nad ranem.
Gdzie spać w Kalaw? Na pewno nie w Parami Motel! Dotarliśmy dużo wcześniej do miasta, bo planowo mieliśmy być ok. 5-6. Hostel był ok. 100 m od „przystanku” autobusowego, którym przyjechaliśmy. Udało nam się załatwić zameldowanie i zapłaciliśmy połowę ceny za noc. Gospodarze byli całkiem mili, ale na tym plusy się skończyły. Przespaliśmy się, a potem zjedliśmy śniadanie (też za połowę ceny). Podejrzewamy, że właśnie to śniadanie spowodowało problemy żołądkowe, jedyne w naszej dwumiesięcznej podróży po Azji. Było typowo „europejskie”, tj. tosty, mini dżem, kawałek czegoś ciastopodobnego. Do tego pokój (wieloosobowy) bardzo chłodny, w ogóle nie ogrzewany. W nocy słychać było donośne kapanie wody z (trudnej do zlokalizowania) rury. Na szczęście spaliśmy tam tylko jedną noc, więc przeżyliśmy.
Pierwszego dnia rozejrzeliśmy się po okolicy, popytaliśmy o ceny i wycieczki trekkingowe. Rozważaliśmy ustalenie własnej trasy wędrówki, ale dowiedzieliśmy się, że łatwo można się zgubić. Z perspektywy czasu potwierdzamy – w życiu byśmy sami nie ogarnęli takiej trasy, jaką przeszliśmy. 😀 Popularną (i właściwie jedyną) atrakcją w Kalaw jest wynajęcie lokalnego przewodnika na 1-3 dni. Fajna opcja, żeby pochodzić po okolicy i podziwiać krajobrazy niewielkiech gór, jezior i napawać urokami wiejskiego życia.
Trekking po okolicach Kalaw
Najczęściej wybierany jest 2- lub 3-dniowy trekking nad jezioro Inle. My jednak nie chcieliśmy spędzać tu tyle czasu, a poza tym wątpiliśmy w autentyczność spania w tzw. homestay’ach. Wykupiliśmy więc jednodniową wycieczkę z przewodnikiem za 30$/2 osoby. W mieście jest kilka różnych agencji, a ceny wszędzie są mniej więcej takie same. Zdecydowaliśmy się na agencję A1 Trekking Kalaw, którą bardzo polecamy. W cenie był przewodnik, butelka wody, herbatka u jednego z gospodarzy w okolicznej wiosce i spory posiłek. W gratisie Marcin dostał również… betel. 😉
Naszym przewodnikiem był sympatyczny Laso. Mówił płynnie po angielsku i dopasował trasę do ilości czasu, jaki mogliśmy w ten dzień poświęcić na chodzenie. Laso odpowiadał na nasze pytania, ciekawie przedstawił też Kalaw i ogólnie Birmę. Uprawia się tam głównie drzewka mandarynkowe i awokado, ale też herbaciane. Ich liście zrywane są przez 10 miesięcy w roku, nie tylko na herbatę. Birmańczycy niemal do wszystkiego dodają sałatkę z… sfermentowanych liści herbaty. 😀 Są lekko kwaśne, ale smaczne, na pewno będziecie mieli okazję ich spróbować będąc w Birmie.
Zatrzymaliśmy się na lunch po 4 godzinach chodzenia, ok. 12.30. Składał się on z dań kuchni nepalskiej, ponieważ grupy etniczne zamieszkujące tę część Birmy pochodzą właśnie z Nepalu. Wszystko było przepyszne i bardzo sycące! 🙂
Betel w Birmie
Marcin miał ogromne parcie na spróbowanie betelu, o czym nie omieszkał wspomnieć Laso. Zaproponował więc po powrocie do miasta, że kupi go nam na spróbowanie w ramach wycieczki. 😀 Betel to najpopularniejsza używka w Birmie, głównie wśród mężczyzn. Jest robiona z liści pieprzu żuwnego, do którego zawijany jest tytoń, proszek z wapienia i różne dodatki, np. orzechy betelowe, soki. Palących papierosy w Mjanmie jest bardzo mało, wręcz uważa się, że fajki palą tylko… biedacy. Żucie betelu daje efekt lekkiego pobudzenia i odświeżenia, ale też odprężenia. Powoduje wzmożone wydzielanie śliny (której nie wolno połykać!), przez to co kilka minut trzeba ją wypluwać. Betel pozostawia na ustach i zębach okropny rdzawo-czerwony kolor, dzięki czemu łatwo rozpoznać kto lubi sobie konkretnie pożuć (jak widać Laso uwielbia).
Poniżej nasz filmik z trekkingu w Kalaw, procesu robienia betelu i wrażenia z jego żucia. 😉
Podsumowując trekking był lekki i przyjemny, trwał ok. 8 godzin, tak jak chcieliśmy. Wyruszyliśmy o 8.30, a wróciliśmy ok. 16.30, w tym była przerwa na lunch. Do wyboru są oczywiście krótsze i dłuższe trasy, więc każdy znajdzie coś dla siebie. 🙂
Podsumowanie kosztów w Birmie
- jedzenie ~165 zł – jedliśmy tylko na ulicy, jako przekąski kupowaliśmy świeże owoce, czasem sok i codziennie wodę butelkowaną;
- hostele ~115 zł – w tym 2 noce w Yangon, 1 w Bagan i 1,5 w Kalaw.
- atrakcje ~300zł – wejście do Schwedagon Pagody, bilet na teren Bagan i wycieczka z przewodnikiem w Kalaw;
- transport ~315 zł – w tym głównie autobusy nocne międzymiastowe;
- inne ~185 zł – karta SIM, wypożyczenie skutera, magnesy, prowizje bankomatowe itp.
Suma ~1500 zł, dzieląc to na dwie osoby wychodzi nieco ponad 700 zł na osobę za ponad tydzień spędzony w Birmie. 🙂 Jest tu bardzo tanio i jeszcze nieco „dziko”, nie ma tylu turystów co w sąsiedniej Tajlandii. Żałujemy, że nie pojechaliśmy na zachodnie wybrzeże Birmy poplażować, dlatego na pewno jeszcze tam wrócimy! Zamiast odpoczywać na plaży pojechaliśmy z powrotem do Yangon, a stamtąd do Tajlandii, żeby dostać się do Laosu. O szczegółach będziecie mogli przeczytać w kolejnym wpisie, na który już zapraszamy!
Jak wam się podoba? Wybralibyście się na trekking w Kalaw? 🙂